Aby uzupełnić temat rawickiej oświaty, opisany we wcześniej zamieszczonych materiałach, przedstawiam tekst, jaki został opublikowany w numerze 2 z 1939 r. w Kronice Miasta Poznania, w artykule pt.: „Przeniesienie Seminarium Nauczycielskiego z Poznania do Rawicza 1874 r.”, autorstwa Józefa Pawłowczaka[*]. Wnioski wypływające z analizy treści artykułu są interesujące i potwierdzają postrzeganie Rawicza w XIX w. jako miasta o dominującej narodowości niemieckiej.
[*] Artykuł został opublikowany przez Wielkopolską Bibliotekę Cyfrową: Kronika Miasta Poznania. Kwartalnik poświęcony sprawom kulturalnym miasta Poznania. Organ Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania 1939 r.17 nr2.
KRONIKA MIASTA POZNANIA
ROCZNIK XVII NUMER 2.
Józef Pawłowczak
PRZENIESIENIE SEMINARIUM NAUCZYCIELSKIEGO Z POZNANIA DO RAWICZA 1874 r.[1]
Pierwsze na ziemiach polskich seminaria nauczycielskie powstały w Poznaniu i Łowiczu w czasie Prus Południowych. Seminarium poznańskie założone zostało w roku 1804 i mieściło się w klasztorze reformatów na Śródce. Istniało ono w Poznaniu 70 lat. W roku 1874 przeniesiono je do Rawicza, a 14. VI. 1935 r. zostało zamknięte z powodu wprowadzenia nowego ustroju szkolnictwa.
Smutnym zaiste jest, że oprócz niemieckiej broszurki nic ma żadnej o nim monografii. A przecież instytut ten wywarł, właśnie podczas 70-letniego istnienia swego w Poznaniu, ogromny wpływ na rozwój kultury Wielkopolski, zwłaszcza wsi. Obok księdza szerzył na wsi oświatę nauczyciel ludowy, budził polskość, krzewił i podtrzymywał ją. Nauczyciel wiejski z przed stu laty był w dosłownym znaczeniu misjonarzem i pionierem oświaty i kultury polskiej. Nie tylko, że w swej szkółce uczył zasad wiary św., czytania, pisania itd. — ale w tzw. szkółce niedzielnej, do której wówczas obowiązkowo uczęszczała starsza młodzież i garnęli się do niej także starsi i starzy, uzupełniał to, co poprzednio było zaniedbane lub czego zaniechano. On pouczał lud, jak uprawia się rolę, jak urządza i pielęgnuje się ogrody (sady). W ogrodzie seminaryjnym hodował sobie każdy seminarzysta na swoją przyszłą posadę po kilkanaście drzew i krzewów, które później zabierał do swej wioski i włościanom pokazywał, jak się drzewa owocowe sadzi, szczepi i hoduje. Niejedna jeszcze stara jabłoń i grusza w ogrodzie szkolnym na wsi z czasów tych pochodzi. Nauczyciel wiejski krzewił także racjonalne bartnictwo. Do tego wszystkiego był on przygotowany w ówczesnym seminarium nauczycielskim. Poznańskie seminarium nauczycielskie wykształciło w czasie od 1804 do 1874 r. według Kolbego[2] 1193 nauczycieli. Do tej liczby należy jeszcze dodać tych wszystkich, którzy całego kursu seminaryjnego nie ukończyli. Na początku ubiegłego stulecia uczęszczały bowiem do tego seminarium także osoby — mniej więcej 30% wychowanków —, które po ukończeniu szkoły elementarnej lub niższych klas gimnazjalnych chciały przyswoić sobie pewien zaokrąglony zasób wiedzy potrzebnej do życia, a potem pracowały na różnych stanowiskach, np. jako nauczyciele prywatni, urzędnicy prywatni, ekonomowie, pisarze w różnych urzędach, rolnicy. Niejedni po takim przygotowaniu wstępowali do seminarium duchownego.
Grono nauczycielskie poznańskiego seminarium nauczycielskiego, za wyjątkiem kilku Niemców, stale składało się z Polaków - patriotów, którzy budzili, wzmacniali i krzewili wśród seminarzystów ducha polskiego. Wymieniam najznakomitszych z nich: ksiądz Józef Bernard Bogedain[3], który później jako radca szkolny w Opolu spowodował zaprowadzenie w szkołach górnośląskich nauki w języku polskim; Józef Sikorski, pierwszy nauczyciel głuchoniemych w Wielkopolsce; Józef Malczewski, nauczyciel języka polskiego; Teofil Tomasz Klonowski, nauczyciel muzyki, autor „Szczebli do nieba”; Ewaryst Estkowski, pisarz-pedagog.
Toteż słusznie powiedział dnia 30 października 1924 r. na uroczystości nadania wznowionemu seminarium nauczycielskiemu męskiemu w Poznaniu nazwy Ewarysta Estkowskiego Jan Suchowiak[4]:
,,Otóż śmiem twierdzić, iż wpływ ten był ogromny i dodatni.
Tysiąc dobrze wykwalifikowanych nauczycieli Polaków rozeszło się tu z Poznania po miastach i siołach Wielkopolski. Wolno im było wtedy jeszcze nauczać polskie dzieci przeważnie w języku polskim. Toteż pracowali oni z poświęceniem i z zamiłowaniem, nauczyli dzieci ludu polskiego czcić Boga, kochać swój język i myśleć po polsku. Stąd już od końca zeszłego wieku nie było u nas analfabetów, stąd inteligencja polska, która wyszła ze szkół średnich z pomocą Towarzystwa im. Karola Marcinkowskiego, miała do swego zasiewu dobrze uprawione pola działania, stąd mogli zakładać towarzystwa przemysłowe, kółka rolnicze i kasy spółdzielcze Cegielscy, Jackowscy, Wawrzyniacy. Lud był bowiem już oświecony. To sprawili nauczyciele Polacy wyszli z poznańskiego seminarium, a później także z bratnich zakładów Paradyża i Kcyni. Bez poprzedniej nauki ogólnej w szkołach ludowych nie było by doszło do podniesienia kulturalnego Wielkopolski, nie było by zdolności do walki ekonomicznej z obcymi, nie było by leż możności do stworzenia naszego stanu średniego. Bez tej pracy oświatowej nie było by siły do zniesienia zwycięsko tych ciężkich czasów walki kulturalnej i prześladowania polskości przez tak przebiegłego, potężnego i bezwzględnego wroga.
Dla wyjaśnienia trzeba tu zaznaczyć, że początkowe zezwolenie na częściową naukę szkolną w języku polskim, z czasowymi odchyleniami w zajętej przez Niemców naszej dotąd polskiej dzielnicy nie sprzeciwiało się planom rządu pruskiego, jakby to pobieżnie patrzącemu zdawać się mogło.
Rząd pruski postępował podług wyrafinowanej recepty naszego (poza Bismarckiem, największego wroga Flottwella[5], naczelnego prezesa w Poznaniu: najpierw stworzyć szkoły, po tym przyzwyczaić ludność do nich, potem stopniowo wprowadzać język niemiecki, aż do zupełnego wyparcia polskiego, aż do przemiany myśli na niemiecką, aż do zniemczenia nauczycieli i dzieci, jak się dało, nauką, zabawą, czy kijem.
— Na całą tę drabinę wysiłków pruskich patrzyliśmy przecież własnymi oczyma.
To powolne zatapianie polskości byłoby się może z czasem udało inicjatorowi i jego następcom, gdyby nic omyłka w rachubie. Rząd pruski przeliczył się hodując nauczycieli Polaków. Poznanie w seminarium skarbów literatury naszej rozbudziło w nich miłość do języka polskiego i do rzeczy ojczystych. Z nauczycieli przeszła oświata polska w lud, który już później sam sobie dawał radę.”
Inne jeszcze nasuwają się mimowolnie refleksje przy czytaniu spisów byłych wychowanków seminarium poznańskiego, czyli tych późniejszych nauczycieli ludowych. Otóż kilka nazwisk: Mieczkowski, Łukomski, Hącia, Bajoński, Przybyszewski (ojciec Stanisława), Laskowski, Jezierski, Cybulski, Panieński, Celichowski, Gąsiorowski, Karwowski, Malczewski, Jeske, Jeszke, Styczyński, Trąmpczyński, Kasprowicz, Ciszak, Poszwiński, Warnka, Seyda, Suchowiak, Żniński, Prauziński, Jabczyński, Wichierkiewicz, Laubitz, Mojżykiewicz, Namysł, Barcikowski, Kostrzewski, Kierski. —
Niejeden z tych biednych „bakalarzy wiejskich” nie marzył o tym, że jego wnuki lub prawnuki będą piastować wysokie stanowiska w hierarchii społecznej w wolnej ojczyźnie, o której dziadowie marzyli. Posiew rzucony przed stu i więcej laty na roli reformackiej na Śródce zrodził plon obfity i dobry.
I wcale nas dziwić nie będzie, że Jan Suchowiak na końcu wyżej cytowanego przemówienia ubolewa nad tym, że „historycy zwykle zapominają o stworzeniu u nas tego podłoża oświaty ludowej przez nauczycieli Polaków, którzy wyszli z seminarium poznańskiego.“
Ogromny wpływ wychowawczy i społeczny nauczycieli ludowych, byłych wychowanków seminarium poznańskiego, poznali Niemcy, ale nie historycy, lecz politycy, i to już dawno, dawno temu i czekali tylko na odpowiednią chwilę, aby wpływy poznańskiego seminarium nauczycielskiego, jeżeli nie zniweczyć, to przynajmniej sparaliżować. Chwila odpowiednia nadeszła dla nich po wygranej wojnie niemiecko-francuskiej 1870/71 r.
Rozpoczął wtedy Bismarck walkę na śmierć i życie przeciwko żywiołowi polskiemu. A że równocześnie rozpętał on tzw. „walkę kulturną” przeciwko kościołowi katolickiemu, podwójna walka toczyła się na ziemiach polskich zaboru pruskiego — bo co polskie, to także katolickie. Systematyczna walka z polskością rozpoczęła się po mianowaniu w roku 1872 dra Falka pruskim ministrem oświaty. Falk stał się najpowolniejszym narzędziem eksterminacyjnej polityki bismarckowskiej wobec Polaków[6]. Już w r. 1872 w czysto polskiej okolicy założono niemieckie gimnazjum w Wągrowcu, odebrano duchowieństwu dozór nad katolickimi szkołami, zakazano nauczycielom należeć do polskich towarzystw, zamknięto w Poznaniu zakład księdza Koźmiana, nakazano w gimnazjach katolickich odmawiać modlitwę poranną i modlitwę przy końcu tygodnia w języku niemieckim, usunięto członków kongregacyj i zakonów z posad przy szkołach ludowych, rozkazano wykładać od kwarty religię w języku niemieckim, naukę języka polskiego jako obowiązującą pozostawiono tylko w 3 gimnazjach. — Rok 1873 nie był lepszy. Zaraz na początku tegoż roku Prowincjonalne Kolegium Szkolne nakazało wykładać we wszystkich zakładach naukowych i we wszystkich klasach wszelkie przedmioty tylko w języku niemieckim; w szkołach ludowych również zaprowadzono wykład niemiecki. W szkole realnej w Poznaniu zniesiono polskie oddziały, zarządzono tworzenie szkół symultannych, zaczęto wysyłać polskich profesorów i nauczycieli do niemieckich prowincyj, a sprowadzać na ich miejsca Niemców. Przeniesiono dra Milewskiego, jedynego i ostatniego radcę szkolnego polskiej narodowości, do Westfalii, a na jego miejsce mianowany został radcą szkolnym Wilhelm Tschackert. W r. 1874 powołano na justycjariusza w Prow. Kol. Szkolnym dra Küglera z Berlina.
W takich warunkach nie mógł ujść czujnej uwadze germanizatorów fakt, że poznańskie seminarium nauczycielskie w stanie, w jakim się znajdowało, wysyłało rok rocznie spory zastęp krzewicieli myśli polskiej wśród ludu i tym samym działało wbrew zamiarom i zabiegom bismarckowskim. Toteż, gdy po wydaleniu dra Milewskiego Tschackert i Kügler objęli władzę nad szkolnictwem w Wielkim Księstwie Poznańskim, obaj od razu powzięli zamiar „zreorganizowania” tegoż seminarium.
Aczkolwiek poznańskie seminarium nauczycielskie już od wielu lat narzekało na brak miejsca i dr Milewski Ministerstwu Oświaty różne w tej sprawie dawał propozycje (por. sprawozdania roczne z lat 1857, 1868, 1871)[7], ministerstwo było zupełnie głuche na te sprawy. Nie chciało ono ani budować ani też przenieść seminarium dokąd indziej ani wykupić od Stanów Prowincjonalnych budynku, w którym mieścił się na gruncie seminaryjnym zakład dla głuchoniemych. Na ten cel nie było pieniędzy.
Pierwszymi jaskółkami zwiastującymi jakieś zmiany były artykuły drukowane w niemieckich gazetach poznańskich na początku 1874 r. Artykuły te nie były podpisane — ale jeżeli porównamy treść tych artykułów z różnymi urzędowymi aktami dotyczącymi poruszonej sprawy, będziemy przekonani, że wyszły one, niby macki ślimacze, z Prowincjonalnego Kolegium Szkolnego, którego reprezentantami byli wówczas, jak to już wspomnieliśmy, Tschackert i Kügler. Nie tylko treść, ale także układ, styl i niektóre zwroty językowe tych artykułów wzgl. akt urzędowych przypuszczenie to potwierdzają.
W „Posener Zeitung” z d. 15.II.1874 r. (nr 115), 19.II. (nr 124), 20.II. (127) w artykule zatytułowanym: „Die Oberpraesidialbestimmungen vom 27.10.1873 betreffend den Sprachunterricht in den von Kindern polnischer Zunge besuchten Volksschulen der Prov. Posen und die Königlichen Schullehrer - Seminare hiesiger Provinz” autor[8] uzasadnia słuszność wprowadzenia wykładu niemieckiego w szkołach elementarnych tym, że pod wpływem dotychczasowych lokalnych inspektorów szkolnych, którymi byli wówczas księża Polacy, „wielka część polsko - katolickich nauczycieli zajęła stanowisko polsko - narodowe i dążyła i jeszcze dąży do tego, by powierzoną jej młodzież wychowywać na dobrych, po polsku usposobionych obywateli dla mającego powstać państwa polskiego, przy czym zapomniała, że prowincja poznańska i ich rodziny (Angehörige) w pierwszym rzędzie są integralną częścią państwa pruskiego i Rzeszy niemieckiej; a ponieważ to jest już raz dokonanym faktem historycznym, każdy obywatel tego państwa, bez uszczerbku swego języka ojczystego, ma obowiązek obeznać się, możliwie jak najwięcej, z językiem, który w tym państwie jest zaprowadzony jako urzędowy”. A ponieważ w seminariach nauczycielskich seminarzyści, dlatego że rozmawiają ze sobą tylko po polsku, nie mogą nauczyć się w dostatecznej mierze języka niemieckiego, a później, gdy otrzymają posadę w czysto polskiej okolicy, zupełnie go zapomną, proponuje ów „praktyczny pedagog” zmienić wyznaniowe seminaria na symultanne, albowiem w takich instytutach będą Polacy i Niemcy zmieszani, a nauczyciele elementarni po wyjściu z takiego środowiska „zaprowadzą w prowincji modus vivendi pomiędzy Polakami a Niemcami i katolikami a ewangelikami”.
„Ostdeutsche Zeitung” z d. 2, 3 i 11 marca 1874 drukuje artykuł pt. „Krebsschäden der Provinz Posen”. Autor nawiązując także do rozporządzenia wprowadzającego niemiecki wykład do szkół elementarnych rozwodzi się o tym, że nauczyciele elementarni, otrzymujący wykształcenie w obecnych warunkach, nie będą umieli z dodatnim wynikiem uczyć dzieci polskich języka niemieckiego, a to zwłaszcza dlatego, że stanowiska dyrektorów seminariów nauczycielskich są obsadzone księżmi, którzy wszelkimi siłami paraliżować będą wykonanie rozporządzeń rządowych. Autor wypowiada się następnie przeciw dotychczasowemu klasztornemu wychowaniu seminarzystów w internatach i chciałby mieć eksternaty lub półinternaty. Dalej wyraża on życzenie, aby poznańskie seminarium nauczycielskie, które położone jest nie tylko w najuboższej dzielnicy miasta zamieszkałej jedynie przez polski proletariat, ale także w pobliżu tumu, przeniesiono do śródmieścia. Część winy za dotychczasowe stosunki przypisuje nauczycielom seminaryjnym, poddaje krytyce ich niski poziom wykształcenia i przytacza następujący fakt: „Pewne seminarium na prowincji otrzymało od władzy szkolnej pudło z różnymi klockami (Holzkörper), które zdziwiony dyrektor wypakował i przed gronem nauczycielskim poustawiał chcąc wysłuchać jego opinii o użytku tych osobliwych rzeczy. Ale tak bezradnie, jak wszechmądry dyrektor, stało też całe grono nauczycielskie — a przecież klocki te były przeznaczone na użytek seminarium! Naraz przypomniało się jednemu z nauczycieli, że w seminarium, w którym dawniej pracował, widział, jak jeden ze starszych nauczycieli czasem podobne klocki na lekcje przynosił; ten kolega na pewno będzie mógł poinformować, do czego te klocki służyć mają. I ten stary nauczyciel, dziś już nie żyjący, doniósł owemu doświadczonemu gronu ludzi kształcących nauczycieli, że osobliwe klocki te mają być używane jako środek poglądowy w matematyce. Historyjka ta wygląda na żart i wydaje się nieprawdziwą, a jednak jest ona co do litery autentyczna, a owi nauczyciele dziś jeszcze piastują urząd i godność i co roku wysyłają pionierów kultury na prowincję”. Po skrytykowaniu poziomu umysłowego nauczycieli seminaryjnych, autor staje się już wyraźniejszym i pisze, że na czele trzech seminariów nauczycielskich[9] stoją księża, ultramontani, Polacy należący do partii, która protestowała przeciwko frankfurckiemu traktatowi pokojowemu, którzy wychowywać będą po myśli swej partii, a nie dla cesarza i Rzeszy. Dwie trzecie wszystkich nauczycieli katolickich seminariów to Polacy, a wśród nich mało takich, „którzy zaprzyjaźnią się z dzisiejszym kierunkiem. Większość to zdecydowani jego przeciwnicy. W służbie zostali oni ustaleni w czasach, kiedy się sadzono, ażeby wszystkie ważniejsze stanowiska w szkolnictwie naszej prowincji obsadzić Polakami (Nationalpolen – narodowymi Polakami). Doprowadziło to w znacznej mierze do tego, że niemieckie uczucie i niemiecka myśl zamarły w ludności, a prowincja pod względem niemieckiego wykształcenia cofnęła się”. Te fakty są przyczyną, że w seminariach nauczycielskich specjalną opieką otacza się język polski pielęgnowany przez polskich lingwistów umiejących ledwo po niemiecku[10].
Autor żąda:
- reorganizacji preparand i seminariów,
- skasowania internatów, a tworzenia eksternatów i w łączności z tym przeniesienia seminariów nauczycielskich do miast niemieckich, albo przynajmniej do niemieckich dzielnic miejskich, „gdzie przyszłego nauczyciela kształcić ma kultura niemiecka”,
- powiększenia liczby lekcyj języka niemieckiego,
- przekształcenia seminariów wyznaniowych na symultanne,
- powołania wybitnych nauczycieli, którzy by seminarzystów wychowywali na dzielnych i wiernych państwu nauczyciel
Artykuły te nie wywoływały właściwie żadnego echa. Polskie gazety zajęte aresztowaniem ks. arcybiskupa Ledóchowskiego nic o poruszonych przez niemieckie gazety sprawach szkolnych nie wspominają. Tylko w „Posener Zeitung“[11] ktoś, dowiedziawszy się, że seminarium nauczycielskie zamierza się przenieść z Poznania na prowincję dlatego, że gmach seminaryjny nie odpowiada nowoczesnym warunkom, domaga się w interesie miasta, ażeby szkołę tę pozostawiono w Poznaniu, gdzie
- grunt pod budowę nowego gmachu wcale nie jest trudno, a to tym łatwiej, że w przyszłości seminarium ma nie mieć internatu.
Około połowy marca 1874 r. dowiadujemy się z polskich
- niemieckich dzienników, że w seminarium nauczycielskim odbyła się kilkudniowa nadzwyczajna rewizja przez radców szkolnych Tschackerta i Küglera. „Posener Zeitung“[12] mylnie poinformowana podała, że rewizję tę przeprowadza radca ministerialny Stieve i nie omieszkała ze swej strony dodać: „Miejmy nadzieję, że ta rewizja nareszcie otworzy oczy regencji na polsko-ultramontanną gospodarkę w tym zakładzie i doprowadzi do zarządzeń, które zapewnią chętne i sumienne wykonywanie rozporządzeń ministra kultu“. Następnego dnia prostuje „Posener Zeitung“ notatkę powyższą tymi słowy: „Tajny wyższy radca regencyjny (niestety!) tu nie był; tym samym upada najlepsza podstawa nadziei, że zmienionym zostanie system tego zakładu, albowiem według dotychczasowych doświadczeń wątpliwym jest, czy tutejsza regencja resp. Prowincjonalne Kolegium Szkolne zdecydują się na zakończenie starej gospodarki. Łatwo osądzić, czy takie postępowanie byłoby odpowiednie, ażeby w duchowieństwie wpoić cześć dla regencji, a w nauczycielach wzbudzić do niej zaufanie. Zdaje się, że dotychczas organy tutejszej regencji nie posiadają nawet prawdziwych wiadomości o faktach, jakie zna każdy nauczyciel na prowincji; skądże więc można oczekiwać gruntownych reform? Ustanowiony dla spraw seminaryjnych w ministerstwie kultu tajny radca Schneider[13] prawdopodobnie także nie jest poinformowany o raku toczącym katolickie seminarium naszej prowincji i dlatego pozostanie wszystko przy starym, podczas gdy regencja wierzy, że „sprawa polepszy się wydawaniem rozporządzenia po rozporządzeniu”.
Kilka dni później (21. III.) donoszą gazety poznańskie, że od 20 marca rewiduje seminarium nauczycielskie w Poznaniu wyższy radca regencyjny Waetzold z Berlina w towarzystwie Tschackerta. Rewizja ta trwała kilka dni, gdyż 22 marca Waetzold brał udział w seminaryjnym obchodzie cesarskich urodzi[14]. Nie wiadomo nam, jakie po tej wizytacji zapadły ustne uchwały i jakie spisano protokoły, ale domyślamy się tego z listu (z d. 28. III.) ministra Falka do naczelnego prezesa Günthera[15]. Falk pisze, iż ze sprawozdania Waetzolda dowiedział się, że naczelny prezes wypowiedział się za gruntowną reorganizacją poznańskiego seminarium nauczycielskiego, która polegać ma przede wszystkim na przeniesieniu tego instytutu na inne miejsce. „Na skutek tego, co słyszałem o wewnętrznym i zewnętrznym stanie seminarium", pisze Falk, „w zupełności godzę się na taki środek. Abstrahując od spraw personalnych, które się osobno załatwi, trzeba będzie wpierw uchwalić, czy seminarium może pozostać w Poznaniu, czy też musi być przeniesione do innego miasta.
Gdyby można urządzić eksternat w Poznaniu, w dzielnicy o przewadze ludności niemieckiej, to takiemu załatwieniu sprawy przyznać należy pierwszeństwo. Jeżeli to jednak b gdzie niemożliwe, wtedy trzeba rozważyć, w której innej miejscowości będą odpowiednie na to warunki. Gdyby urządzeniu eksternatowemu, czego nie przypuszczam, miały się przeciwstawić trudności nie do przezwyciężenia, w takim razie należało by seminarium zreorganizować jako internat i przenieść na miejsce o przewadze ludności niemieckiej“. Dalej pisze minister o urządzeniu preparandy, — ale sprawę tę, nie związaną z tematem, pomijamy. Jak z powyższego listu wynika, Falkowi wcale tak bardzo nie zależało na przeniesieniu seminarium poznańskiego do innej miejscowości. Życzeniem jego było usunąć je ze Środki i przenieść je na inne miejsce w obrębie Poznania, lub też na jakieś przedmieście, byleby w tej okolicy przewagę miała ludność niemiecka.
Z powodu listu Falka odbyła się w Prow. Kolegium Szkolnym dnia 7 kwietnia 1874 r. konferencja, w której brali udział radcowie szkolni Tschackert, Jaekel i Kügler. Porządek obrad obejmował p. i. następujące sprawy tyczące seminarium poznańskiego:
- kwestię jego przeniesienia,
- czy internat należy zmienić na eksternat,
- sprawa zmiany seminarium na symultanne.
Nie wynika z akt, jakie na tym zebraniu zapadły uchwały. Jednak z dalszego postępowania władz szkolnych i naczelnego prezesa przypuszczamy, że postanowiono seminarium poznańskie bezwzględnie przenieść do innego miasta i urządzić je jako eksternat o charakterze symultannym. Wynika to też z sprawozdania rocznego, które Tschackert zaraz następnego dnia po konferencji, tj. 8 kwietnia, opracował, a do ministerstwa wysłał dopiero po 4,5 miesiącach, bo 27.VIII.1874. W tym sprawozdaniu[16] pisze on m. i. „Wasza pp.[17] zadecydowała, że zakład ten ma być ze swych dotychczasowych za szczupłych i nieodpowiednich lokali przeniesiony. Skład grona nauczycielskiego nie jest korzystny dla krzewienia niemieckiej myśli i kształcenia w duchu niemieckim. Pięciu nauczycieli jest narodowości polskiej, a dwóch niemieckiej. Potrzebom nauczania odpowiadałby odwrotny stosunek.... Język niemiecki jest językiem wykładowym we wszystkich przedmiotach nauczania za wyjątkiem polskiego i religii. Nie ma żadnej wewnętrznej przyczyny, która by mogła szalę przeważyć, aby wykładanie nauki religii inaczej traktować, aniżeli inne przedmioty, i na oportunizm wygląda odkładanie zmiany dotychczasowego urządzenia na czas, kiedy lepiej wyjaśnią się stosunki panujące w zakresie kościoła katolickiego w prowincji ...“[18].
Z polecenia naczelnego prezesa, zapewne na skutek uchwał konferencji w dniu 7 kwietnia 1874, pojechał dnia 25 kwietnia 1874 Tschackert do Rawicza, gdzie, celem umieszczenia tamże seminarium nauczycielskiego, odbył poufne narady z rawickim landratem i burmistrzem. O wyniku tych obrad donosi następnego dnia naczelnemu prezesowi. Podaje, że Rawicz posiada odpowiedni plac (za 3000 talarów) na budowę gmachu seminaryjnego przy ulicy Berlińskiej, że u obywateli rawickich (11 tysięcy Niemców) można by urządzić stancję dla 70 seminarzystów, że będą tam też mieszkania dla 6 — 7 żonatych nauczycieli, że dzieci do utrakwistycznej szkoły ćwiczeń dostarczy czysto polska wieś Łaszczyn odległa tylko ćwierć mili od Rawicza, że seminarium znajdzie w Rawiczu tymczasowe pomieszczenie, dopóki nie wybuduje się dlań własnego gmachu.
Aczkolwiek misja Tschackerta do Rawicza była poufna, to jednak wiadomość o niej rozeszła się niebawem. Burmistrz rawicki powiadomił o wszystkim magistrat, a ten złożył listem z dnia 27 kwietnia podziękowanie Tschackertowi i doniósł mu dokładniej, gdzieby można ulokować szkołę i uczniów. I już dnia 1 maja czytamy w „Posener Zeitung“ (nr 298) w rubryce wiadomości prowincjonalnych, że rząd zmierza założyć seminarium nauczycielskie w Rawiczu. „Gdyby jednak, jak wieści głoszą powyższy plan zawierać miał w sobie skasowanie tutejszego seminarium, zamiast przekształcenia go na symultanne, to w interesie miasta i z uwagi na zadanie seminarium musielibyśmy projekt taki zdecydowanie zwalczać. Regencja winna się starać o pomnożenie niemieckich zakładów naukowych i inteligencji w ubogiej dotychczas w państwowe zakłady naukowe prowincji, a nie zmniejszać ich liczby. Tym sposobem wzmocni się niemieckość więcej, aniżeli najrozmaitszymi rozporządzeniami i karami policyjnymi.
Spodziewamy się, że tutejsza regencja — berlińskie ministerium za mało zapewne zna nasze stosunki — nauczy się czegoś od Polaków, którzy obecnie, jak się dowiadujemy, agitują w kierunku, ażeby rodziny należące do ich narodowości, a żyjące w Dreźnie i gdzieindziej, wróciły do Poznania, podobnie jak generał powołuje urlopowanych, aby wzmocnić swe pułki“.
W dalszym ciągu przytacza „Posener Zeitung“ powody przemawiające za pozostawieniem seminarium nauczycielskiego w Poznaniu (większy wybór uczniów, lepszy materiał uczniowski, lepsza kontrola, odpowiedniejsze otoczenie) dodając w końcu: „Nie do uwierzenia wydaje się nam, ażeby regencja rezygnowała z tych wszystkich korzyści dlatego tylko, że w Rawiczu plac budowlany jest o kilka talarów tańszy“.
„Kurier Poznański” z dnia 1 maja podaje za „Posener Zeitung“ wiadomość o prawdopodobnym przeniesieniu seminarium, a w kwestii żądania niemieckiej gazety przemienienia katolickiego seminarium na symultanne odpowiada: „Zdaje się stąd, że „Posener Zeitung“ nie wystarcza jeszcze, iż w całym Poznaniu nie ma już ani jednej szkoły, w której by po polsku wszystkie lekcje były wykładane”.
Także „Ostdeutsche Zeitung“ (4.V.1874) żąda, aby seminarium nie przenoszono do innej miejscowości — „lecz usunięto je z ultramontannego zakątka pomiędzy bramą Bydgoską a Warszawską i przeniesiono jako symultanne do innej, duchowo wolniejszej i zdrowszej dzielnicy miasta. Miasto Poznań w pierwszym rzędzie i najbardziej jest zainteresowane urządzeniem seminarium symultannego, z którego brałoby swych nauczycieli; i jesteśmy przekonani, że władze miejskie, dbające tak bardzo o nasze szkolnictwo, także w tej sprawie energicznie zaznaczą swój wpływ“.
Dowiedziawszy się nareszcie u kompetentnych osób prawdy wyjaśnia „Posener Zeitung“ w artykule pt. „Nochmals zur Seminarfrage in Posen“ (7.V. nr 313), iż nie ze względów oszczędnościowych, ale z uwagi na „celowe nauczanie" ma być usunięte z Poznania seminarium nauczycielskie. W kołach regencji przeważa bowiem zdanie, iż do seminarium nauczycielskiego w Poznaniu, chociaż by było symultanne, głównie uczęszczaliby Polacy; Niemcy natomiast i ewangelicy dawaliby pierwszeństwo ewangelickiemu seminarium nauczycielskiemu w Koźminie. Wychodząc z takiego założenia regencja jest zdania, że seminarzyści-Polacy w Rawiczu „o wiele łatwiej, aniżeli w jakimś innym polskim, ultramontannym mieście rolniczym przyswoją sobie niemieckie usposobienie potrzebne im według nowych rozporządzeń regencyjnych w ich późniejszym zawodzie nauczycielskim”. Ale nie podziela „Posener Zeitung“ zdania, że w przyszłym poznańskim symultannym seminarium Polacy mieliby stanowić większość. „Była to dziwaczna i także nieniemiecka idea, która kazała dawniejszemu reżimowi reakcji zakwaterować seminaria nauczycielskie w Koźminie, Paradyżu i Kcyni zamiast w większych i najkulturalniejszych miastach prowincji i tak samo dziwacznym i nieniemieckim było założenie ewangelickiego seminarium w protestanckiej Bydgoszczy, a katolickiego na katolickiej Śródce, gdzie potęgą są wskazania polskiego prymasa i nakazy polskiego kleru“. Te przed laty popełnione błędy „Posener Zeitung“ uważa za przyczynę obecnego braku nauczycieli. I aczkolwiek obecnej regencji wyraża uznanie za to, że rozpoczyna usuwać wszystkie braki, to jednakowoż nie godzi się z myślą, że reforma ta pociąga za sobą ubytek dla miasta. Nie będzie tak wielką stratą dla miasta, że mniej więcej 100 osób przestanie zaspokajać swe zapotrzebowania w mieście, ale dotkliwą szkodą będzie utrata nauczycieli seminaryjnych. „Czy Poznań ma 10 nauczycieli niemieckich mniej lub też więcej, nie jest to bez wpływu ani dla naszego, tak bardzo w krzewicieli życia duchowego ubogiego miasta, ani też dla naszego życia socjalnego i stowarzyszeń". Dalej udowadnia autor artykułu, że wszelkie zadania nałożone na seminarium nauczycielskie lepiej, niż gdzieindziej, spełnione być mogą w Poznaniu — powinno się tylko seminarium ze Środki przenieść do „górnego miasta" (Oberstadt), gdzie na seminarium nadawałby się gmach sądu powiatowego, który niebawem zostanie opróżniony.
Po trzech dniach ta sama gazeta[19] pociesza się, że cała sprawa nie jest jeszcze przesądzona, gdyż regencja zastanawia się dopiero nad kwestią internatu i eksternatu.
Artykuły te inspirowane, naszym zdaniem, częściowo przez Prowincjonalne Kolegium Szkolne, miały za cel sondowanie opinii publicznej. Jak opinia zareagowała, widzieliśmy z powyższych wyciągów prasy codziennej. W interesie miasta domagały się gazety niemieckie pozostawienia seminarium w Poznaniu; gazety polskie zajęte walką religijną milczały w tej sprawie. A Prowincjonalne Kolegium Szkolne na pewno chciałoby usłyszeć jakieś odgłosy, bo zabrawszy się na początku z nadzwyczajnym pośpiechem do załatwienia tej sprawy, nie spieszy się teraz. Prawie miesiąc po podróży Tschackerta do Rawicza przedkłada dopiero Kügler naczelnemu prezesowi memoriał jako odpowiedź na wyżej wspomniane pismo ministra z dnia 28 marca. W memoriale tym Prow. Kolegium Szkolne „pozostawia woli naczelnego prezesa decyzję, czy należy wnieść o przeniesienie seminarium do Rawicza“. Naczelny prezes przesyła ministrowi (29.V.) memoriał Küglera dodając, że zgadza się na propozycję Prow. Kolegium Szkolnego, czyli na urządzenie eksternatowe, na przeniesienie seminarium — już o charakterze symultannym — do Rawicza, sam bowiem uważa przeniesienie do Rawicza za konieczne. „Interesu, jaki mieć może miasto Poznań w pozostawieniu seminarium w Poznaniu, nie można brać w rachubę; a jeżeli w tej sprawie prasa[20] zaznaczyła, że obowiązkiem regencji jest podnieść ilość niemieckiego żywiołu stolicy prowincji przez tworzenie szkół państwowych, to przeoczyła, że seminarium z polskimi wychowankami bardzo mało do tego się przyczynia, [i że w obecnym stanie rzeczy nie chodzi o to, aby germanizować polskie okręgi przez seminaria, lecz odwrotnie, seminaria przez wpływ niemieckiego żywiołu]"[21]. Następnie jeszcze pisze naczelny prezes, że Poznań jako wielkie miasto i dlatego, że zaludniony jest dwiema odrębnymi narodowościami, nie wpływa korzystnie na wychowanie, natomiast Rawicz położony blisko granicy gwarantuje „nie dopuszczanie polskich i ultramontannych wpływów“ tym bardziej, że uczęszczać tam będą Ślązacy i ewangelicy. Należało by także do grona nauczycielskiego powołać kilku ewangelików, co było by „rękojmią wychowania seminarzystów w duchu niemieckim". W końcu prosi ministra o wydanie decyzji odnośnie tej „reorganizacji".
Magistrat Wschowy, dowiedziawszy się z gazet o mającym nastąpić przeniesieniu seminarium nauczycielskiego do Rawicza, stara się w Prow. Kolegium Szkolnym o umieszczenie tej szkoły w Wschowie. To miasto bowiem, tak piszą, jeżeli nie więcej, to przynajmniej tak samo jak Rawicz nadaje się na siedzibę seminarium nauczycielskiego: miasto jest całkiem niemieckie z przewagą ewangelików, okolica jest niemiecka, podczas gdy okolica Rawicza jest polska, położenie miasta jest bardzo zdrowe (nigdy nie było w nim cholery), ojcowie miasta chcą Wschowie „przysporzyć ruchu i świeżego życia“. Zdaje się, że magistratu wschowskiego nie zaszczycono nawet odpowiedzią.
Odpowiedź ministra Falka (9.VI.1874) opiewała, że zasadniczo zgadza się on na propozycje tyczące reorganizacji i przeniesienia seminarium do średniego miasta. Wcale nie podziela jednak zdania prasy; jego zdaniem zakład eksternatowy - parytetyczny lepiej swe zadanie spełni w jakimś mieście prowincjonalnym, aniżeli w Poznaniu. Natomiast wysuwa on inne trudności: wybór Rawicza wcale mu nie odpowiada, gdyż obawia się, że w Rawiczu zabraknie seminarzystów, ponieważ Ślązacy będą woleli iść do Oleśnicy, gdzie niebawem ma powstać seminarium nauczycielskie. W Rawiczu nie będzie można utworzyć utrakwistycznej szkoły ćwiczeń. A szkoła taka jest niezmiernie ważna, albowiem w niej seminarzyści mają się uczyć sposobu przyswajania dzieciom polskim języka niemieckiego. Z tej przyczyny w rachubę wchodzić może jedynie miasto, w którym by przy seminarium mogła istnieć utrakwistyczna szkoła ćwiczeń. „Gdyby jednak, wbrew oczekiwaniu, nie można znaleźć żadnego wszechstronnie nadającego się, średniego miasta prowincjalnego, wtedy bez wątpienia pozostać się winno przy mieście Poznaniu[22] gdzie seminarium, jak to w referacie Prowincjonalnego Kolegium Szkolnego przekonywująco jest udowodnione, powinno być urządzone jako internat. Należało by w takim wypadku jak najrychlej poszukać na ten cel odpowiedniego placu; zalecało by się rozważyć, czyby dla seminarium nie można nabyć pustych obecnie budynków poklasztornych SS od Najświętszego Serca Jezusa[23] położonych przed bramą Wildecką.”[24] W końcu każe minister sprawę tę dalej jeszcze rozpatrywać, aby w budżecie na następny rok, tj. 1875/76, mógł wstawić odpowiednie kwoty tytułem tej „reorganizacji”.
Widzimy z tego, że ministrowi wcale się tak nie spieszyło z przeniesieniem seminarium, nie zadecydował też dotąd, że seminarium należy usunąć z Poznania — a raczej jest za pozostawieniem go w Poznaniu. Natomiast jego podwładni z Poznania wszelkich sił dokładają, ażeby seminarium jak najrychlej usunąć z Poznania. Radca Kügler zasiadł więc znowu przy biurku i napisał obszerny elaborat, który naczelny prezes Günther przesłał Falkowi dnia 23 czerwca 1874. Donosi w nim, że o polskie dzieci dla szkoły ćwiczeń w Rawiczu nie będzie trudno, ponieważ gmach seminaryjny wybuduje się w Sierakowie, przedmieściu Rawicza, i do szkoły ćwiczeń będzie uczęszczało 20 dzieci z Łaszczyna i Izbic, „a doświadczenie uczy . . . , że największą trudnością dla nauczycieli polskiej narodowości uczących polskie dzieci języka niemieckiego jest nieznajomość języka wykładowego, a nie nieznajomość metody nauczania; jeżeli natomiast język wykładowy jest znany, a zachodzi tylko nieznajomość metody nauczania, to drogą krótkotrwałej poglądowej nauki można sobie przyswoić odpowiednią zręczność. Wyuczenie seminarzystów polskiej narodowości używania swobodnie języka niemieckiego będzie możliwe, jeżeli skasuje się internaty, niemieckim rodzinom powierzy się wychowanie seminarzystów i wyłącznie do rodzin niemieckich ograniczy się ich towarzyskie obcowanie, czyli że seminaria nauczycielskie będzie się urządzać wyłącznie w niemieckich okolicach”. Z tej tylko przyczyny Prow. Kolegium Szkolne chce widzieć seminarium w Rawiczu. Zbija się też wywody ministra, który nie wierzy w przypływ wychowanków ze Śląska; przecież Paradyż, tak dowodzi naczelny prezes, leży tuż przy. granicy, a paradyskie seminarium cieszy się coraz większą frekwencją, podczas gdy kcyńskie seminarium coraz to mniej ma wychowanków. W końcu prosi naczelny prezes ministra o wyrażenie swej zgody na przeniesienie seminarium do Rawicza. —
Ale ministrowi wcale nie było tak pilno, jak panom w Poznaniu. Przecież swym pismem z dnia 9 czerwca kazał sprawę „reorganizacji” seminarium poznańskiego dalej rozpatrywać i opracować plan kosztów „reorganizacji”. Na list naczelnego prezesa z dnia 23 czerwca nie daje więc żadnej odpowiedzi, lecz czeka na kosztorys. Prow. Kolegium Szkolne, które spodziewało się rychłej i „przychylnej” decyzji ministra, niepokoi się teraz i dnia 6 lipca śle naczelny prezes Günther do ministra pismo (opracowane przez Küglera), w którym donosi, że Prow. Kolegium Szkolne „myślało (hat geglaubt), iż miało trzymać się swej propozycji z dnia 20 maja przeniesienia seminarium do Rawicza, i na podstawie dalszych rzeczywistych badań, w przeciwieństwie do swych dawniejszych wywodów, przekonało się obecnie o możliwości utworzenia w Rawiczu utrakwistycznej szkoły ćwiczeń”. Seminarzystów nie zabraknie, ponieważ w kierunku północno-zachodnim od Rawicza utworzy się preparandę i zobowiązywać się będzie przynajmniej wszystkich katolickich preparandów do wstępowania do rawickiego seminarium. Z innych miast prowincjonalnych, w których by można urządzić seminarium nauczycielskie, wchodzi w grę jedynie Leszno; lecz w Lesznie i okolicy nie ma polskich dzieci potrzebnych do istnienia utrakwistycznej ćwiczeniówki. Na wypadek, że minister, mimo wszystko, nadal obstawać będzie przy Poznaniu, proponuje naczelny prezes urządzić tu jedynie seminarium internatowe, ażeby uniemożliwić wpływy ultramontanne na seminarzystów, lecz wtedy konieczne będą zmiany w gronie nauczycielskim, a zwłaszcza na stanowisku dyrektora. Były klasztor SS Sercanek nadaje się na internat, gdyż Wilda jest tak samo polska jak Środka; należało by wszcząć akcję o kupno tego klasztoru.
Odezwała się teraz „Ostdeutsche Zeitung” (9.VII). Z „autentycznego źródła” gazeta ta dowiedziała się, że minister chce seminarium pozostawić w Poznaniu, a chce jedynie przenieść je z klasztoru poreformackiego na inne miejsce. Obawę swą wobec takiego załatwienia kwestii seminaryjnej wyraża dziennik ten następującymi słowy: „A jak stoi sprawa z przemianą tegoż seminarium na symultanne? Jesteśmy zdania, że jeżeli już raz postanowiono wstrząsnąć tym starym instytutem, to jedynie w tym celu, ażeby stworzyć coś lepszego i zaspokoić prawdziwą potrzebę miasta i prowincji, co uczynić może jedynie seminarium symultanne”.
Decyzja niebawem zapadła. Pismem z dnia 25 lipca 1874 minister Falk wyraża swą zgodę na przeniesienie poznańskiego seminarium do Rawicza polecając równocześnie zorganizować je jako eksternat tak, by przyjmować można do niego także ewangelickich wychowanków i nauczycieli. Wszystko ma przygotować naczelny prezes i do 15 sierpnia podać kwotę potrzebną na przeprowadzkę i reorganizację, która to suma ma figurować w budżecie na przyszły rok (1875/76). Jednak władze poznańskie inaczej interpretują pismo ministra. Jak z dalszego ciągu tej pracy jeszcze się dowiemy, uważały one pismo to za „pełnomocnictwo” do zawarcia kontraktu i natychmiast, a nie dopiero w następnym roku, przystąpiły do realizowania „reorganizacji” chcąc ministra stawić przed fakty dokonane. Pismo Falka przesyła natychmiast (27.VII.) naczelny prezes Prow. Kolegium Szkolnemu celem orzeczenia się w terminie do 10 sierpnia. Jeszcze tego samego dnia (27. VII.) donosi Kügler magistratowi rawickiemu, że nadeszło pełnomocnictwo od ministra i z tego powodu przyjedzie on 31 lipca do Rawicza, aby załatwić tam wszystkie sprawy (kontrakt najmu szkoły, ewtl. kupno gruntu, stancje dla uczniów, mieszkania dla nauczycieli, urządzenie szkoły ćwiczeń) osobiście!
Dnia 1 sierpnia referuje Kügler naczelnemu prezesowi, co podczas swego dwudniowego (30 — 31 VII.) pobytu w Rawiczu załatwił, a mianowicie:
- Za 400 talarów rocznie miasto odstąpi całą nowo wybudowaną szkołę oraz salę i pokój w starej szkole — najdłużej do 1 października 1877 r. Kügler uważając taką propozycję miasta za korzystną sporządził na miejscu kontrakt, który po zatwierdzeniu przez władze miejskie nadejdzie do regencji.
- Wynajął miejską salę gimnastyczną i boisko za roczną opłatą 20 talarów. Resztę brakujących lokali znajdzie się w sąsiedniej szkole realnej.
- Wszczął pertraktacje o kupno gruntu; o dalszym przebiegu tej sprawy doniesie magistrat rawicki.
- Szkole ćwiczeń przydzieli się z miejskiej szkoły symultannej około 75 dzieci (w tej liczbie około 20 dzieci polskich). Gminie Łaszczyn obiecał, że za dzieci uczęszczające w przyszłości do seminaryjnej szkoły ćwiczeń rząd będzie płacił podatek szkolny. Zobowiązał też nauczyciela Gruszczyńskiego z Łaszczyna, ażeby łaszczyńskich rodziców namawiał do posyłania swoich dzieci do ćwiczeniówki, a z tymi, którzy na to wyrażą swą zgodę, natychmiast sporządzał pisemnie zobowiązania. Jeżeli gmach seminaryjny wybuduje się na Sierakowie, to do szkoły ćwiczeń będą uczęszczać nie tylko dzieci z Łaszczyna, ale także z Izbic.
- Mieszkań dla nauczycieli seminaryjnych jest więcej niż potrzeba.
- Ilość stancyj dla seminarzystów jest wystarczająca.
- Proboszcz, ksiądz Gaertig, będzie odprawiał nabożeństwa dla seminarzystów i obiecał też, że w seminarium będzie udzielał w 6 godzinach tygodniowo nauki religii za 200 tal. rocznej remuneracji.
Prócz tego sprawozdania Küglera przesłało Prow. Kolegium Szkolne (tj. Kügler i Tschackert) dnia 11 sierpnia naczelnemu prezesowi odpowiedź na jego pismo z dnia 27 lipca. Kügler i Tschackert donoszą, że zgodnie z udzielonym im pełnomocnictwem ministra (z dnia 25 VII.) załatwili wszystko tak dalece, że 1 października 1874 będzie można seminarium poznańskie przenieść do Rawicza i dodają, że kontrakt przedłoży się ministrowi później (nachtraglich) do zatwierdzenia. W dalszym ciągu tego elaboratu powtarzają to, co już w poprzednich listach do naczelnego prezesa i ministra pisali i usiłują przekonać naczelnego prezesa, że takie załatwienie sprawy jest dobrym interesem finansowym, a następnie omawiają obecny skład grona nauczycielskiego seminarium poznańskiego. „Speers jest, abstrahując nawet od jego stosunków z kołami polsko-klerykalnymi[25], mało zdatny na dyrektora, ponieważ brak mu stanowczości i częściowo także oględności (Umsicht). [Nie potrafiłby wyzwolić się z wpływów ultramontannych; jednak faktów pewnych, które by uzasadniały jego zwolnienie z dotychczas zajmowanego stanowiska nie ma.]25) Prosimy o przeniesienie go do parafii królewskiego patronatu [ale dopiero po przeniesieniu seminarium, aby podczas przeprowadzki nie wpływał ujemnie na seminarzystów].[26] Proponują emerytować Klonowskiego, a zwłaszcza Malczewskiego, „Polaka z narodowości i usposobienia, udzielającego polskiego i geografii w sposób mało zadowalający”. Nauczycieli seminaryjnych Kasińskiego i Biedermanna chcą zabrać do Rawicza, a Goertza, który „uległ wpływom polsko - narodowym”, chcą — w interesie służby — przenieść do innej prowincji. Następnie proszą o obsadzenie stanowiska pierwszego nauczyciela (po Malczewskim) ewangelickim, zamiast, jak to dotychczas bywało, katolickim księdzem (katechetą); religii bowiem udzielać może w Rawiczu tamtejszy proboszcz Gaertig, który jest „politisch zuverlässiger” (politycznie pewny). Poza tym chcą jeszcze powołać 2 pomocnicze siły nauczycielskie. Do tego elaboratu dołącza Prow. Kolegium Szkolne etat na czas od 1875 — 1878 i spis seminarzystów, w którym nazwiska uczniów niemieckiej narodowości zakreślono czerwonym ołówkiem.
Po dwóch dniach (13.VIII.) donosi naczelny prezes ministrowi wszystko, co mu Kügler i Tschackert napisali, dodając jeszcze od siebie, że dyrektora księdza Speersa można by przenieść na plebanię królewskiego patronatu do innej prowincji, ponieważ w poznańskiej takie stanowisko nie wakuje, i że „zaleca się, aby ze względu na stan budowlany gmachu seminaryjnego przeprowadzka koniecznie już 10 października br. była uskuteczniona”. Znowu więc nowy argument przytacza naczelny prezes, aby przyspieszyć przeniesienie seminarium: „stan budowlany gmachu seminaryjnego”. Nie wyjaśnia jednak bliżej naczelny prezes, co rozumie pod określeniem „stan budowlany gmachu”. Przecież gmach seminaryjny dziś jeszcze, tj. 65 lat po napisaniu tych słów przez naczelnego prezesa, stoi, jak stał wówczas, a reperacje w tym czasie w nim wykonane były tego rodzaju, jak tynkowanie, bielenie, zmiana podłóg, przestawianie ścian. Pierwszą restaurację po opuszczeniu gmachu przez seminarium dokonano dopiero po 8 latach w roku 1882.
Kontrakt z prośbą o zatwierdzenie wysłało Prowincjonalne Kolegium Szkolne ministrowi dnia 25 sierpnia 1874. Ale ani naczelny prezes, ani Prow. Kolegium Szkolne nie otrzymują od ministra odpowiedzi, a przewidziany na przeprowadzkę dzień zbliża się.
Niepokoją się panowie w gmachu pojezuickim! Dnia 9 września 1874 wysyła naczelny prezes — już nie list, lecz depeszę do ministra z zapytaniem, czy można rozpocząć przygotowania do przeprowadzki mającej nastąpić 1 października i czy nauczycielom seminaryjnym można polecić wyszukanie sobie mieszkań w Rawiczu. Na telegram odpowiedział Falk listem datowanym 11 września, że godzi się, aby przeprowadzka do Rawicza odbyła się dnia 1 października, aczkolwiek uważa, że termin ten jest zbyt bliski i dotychczas nie załatwiono ani sprawy księdza Speersa, ani nie powołano 3 nowych nauczycieli. Jego zdaniem wpierw powinno się te sprawy załatwić i z tej przyczyny, tak pisze minister, — „powinno seminarium na razie tam pozostać“, a przeniesienie jego można by uskutecznić w przeciągu ostatniego kwartału. Koszta przeprowadzki uważa minister za zbyt wygórowane i donosi jeszcze, że na kupno gruntu i budowę nowego gmachu seminaryjnego nie ma pieniędzy.
Naczelnemu prezesowi i Prow. Kolegium Szkolnemu na niczym tak bardzo nie zależało, jak na najrychlejszym wydaleniu seminarium nauczycielskiego z Poznania. Przenieść wpierw seminarium, o resztę nas głowa boleć nie będzie — tak myśleli oni — i aby zapobiec ponownemu przewlekaniu z strony ministra sprawami personalnymi, odpowiada naczelny prezes ministrowi, że księdza Speersa nie trzeba zaraz zwalniać; będzie nawet korzystnie, jeżeli go się na razie na dotychczasowym stanowisku zostawi. Za obu emerytów zarządzi się zastępstwa: Klonowskiego zastępować będzie „politycznie pewniejszy" Kiełczewski z Kcyni, a Malczewskiego profesor Beyer z rawickiej szkoły realnej. Nic już nie wspomina o Goertzu, który „uległ wpływom polsko-narodowym“.
Dnia 16 września zatwierdził minister kontrakt, a 22 września odpisuje, że godzi się na propozycję dotyczącą nauczycieli i że nie sprzeciwia się wcześniejszej przeprowadzce, upomina tylko, by ograniczono się z wydatkami.
Prowincjonalne Kolegium Szkolne dopiąwszy nareszcie tego, co chciało, poleca nauczycielom seminaryjnym starać się o mieszkania w Rawiczu, magistratowi rawickiemu każe przygotować ubikacje dla szkoły, magistratowi miasta Poznania donosi, że dnia 30 października zostanie zamknięta szkoła ćwiczeń na Śródce, a Komisji Stanów Prowincjonalnych, że pozostawia jej woli obsadzenie kierownictwa zakładu dla głuchoniemych[27], ponieważ z początkiem listopada seminarium zostanie przeniesione do Rawicza. Kilka dni później Prow. Kolegium Szkolne uwiadamia magistrat rawicki, że nauka w szkole ćwiczeń rozpocznie się dnia 16 listopada, wobec czego winien on do tej szkoły przekazać
- wszystkie dzieci narodowości polskiej (koło 20) dla jednoklasówki,
- około 75 katolickich i ewangelickich dzieci różnego wieku do trzyklasówki.
Dyrektorowi seminarium, ks. Speersowi, doniosło Prow. Kolegium Szkolne, że dnia 30 października zakończyć należy zajęcia szkolne w Poznaniu i seminarzystów, którzy przy przeprowadzce nie będą potrzebni, posłać do domu, gdyż nauka w Rawiczu rozpocznie się 16 listopada. Rzeczy niepotrzebne należy zostawić w Poznaniu, a w Rawiczu ma ks. Speers wystarać się o odpowiednie stancje dla seminarzystów i urządzić szkołę ćwiczeń.
W końcu września wyznaczył minister na stanowisko ewangelickiego nauczyciela seminaryjnego dotychczasowego kierownika preparandy Marschalla z Schmiedeberg (Kowalewko).
Jak zareagowała prasa poznańska na fakt przeniesienia seminarium do Rawicza?
W dniach 28 i 29 lipca 1874 przyniosły gazety poznańskie krótką notatkę o tym, że minister zdecydował się na przeniesienie seminarium do Rawicza. Dnia 30 lipca dowiadujemy się z dzienników, że z tej przyczyny burmistrz poznański Kohleis wystosował do magistratu i rady miejskiej list, w którym podaje do wiadomości memoriał, jaki w charakterze inspektora szkolnego przedłożył dnia 30 czerwca 1874 r. naczelnemu prezesowi[28]. W memoriale tym proponuje, ażeby w obwodzie regencji poznańskiej skasować wszystkie wyznaniowe seminaria nauczycielskie z internatami, a na miejsce ich stworzyć w Poznaniu jedno niewyznaniowe seminarium nauczycielskie, eksternat. Nie obawia się on, że seminarzyści będą mieszkali u Polaków; główna rzecz, to przyswojenie sobie w seminarium języka niemieckiego. Dalej proponuje on powiększenie w Poznaniu ilości gimnazjów, jeżeli nie do czterech, to przynajmniej do trzech, oraz przekształcenie ich na symultanne. List ten został odczytany na sesji rady miejskiej dnia 29 lipca[29].
W numerze z dnia 30. VII. w artykule pt. „Simultan-Lehrer-Seminar und Simultan-Gymnasium“ wyraża „Ostdeutsche Zeitung“ swe wielkie zdziwienie z tego, że tak szybko i niespodziewanie, bez większego powodu, zapadła decyzja przeniesienia seminarium do Rawicza. „Nie można znaleźć przekonywających powodów. Czy uważa się seminarium za zreorganizowane już tym, że przenosi się je do niemieckiego miasta? W Poznaniu niemieckie życie i niemiecki charakter tak bardzo dominują, że opanowują wszelkie stosunki, jeżeli jednak wpływom tym nie uległo tutejsze katolicko-polskie seminarium nauczycielskie, to przyczyna tego tkwi w tym, że aż dotąd pozostawiono je jako internat w kleszym zakątku za Wyspą Tumską (Pfaffenviertel hinter der Dominsel) i że dotychczas władza ustanawiała przy nim prawie wyłącznie katolicko-polskich, często nawet zupełnie niezdatnych nauczycieli. W takim stanie również w Rawiczu seminarium nic nie zdziała. Nie mamy dziś chęci omawiania wszystkich naturalnych niedogodności, jakie w małym mieście z konieczności będą udziałem seminarium i seminarzysty, który pochodząc przeważnie ze skromnych warunków w małostkowościach małego miasta nie będzie miał okazji do rozszerzenia swego horyzontu — a później jako nauczyciel, zubożały duchowo, nierzadko także pod względem fizycznym postać nędzna (Jammergestalt), w towarzystwie przedmiot pośmiewiska, pod żadnym względem nie dorośnie swemu wysokiemu zadaniu. Tylko rozległe stosunki i swobodny w nich rozwój mogą młodego seminarzystę dostatecznie uzdolnić do jego trudnego zawodu".
„Kurier Poznański" (31.VII.) także podał tekst memoriału Kohleisa.
Nic nie pomógł protest rady miejskiej uchwalony na sesji z dn. 9 września, gdzie domagano się pozostawienia seminarium nauczycielskiego w Poznaniu, a na wypadek zapadnięcia już decyzji proszono, ażeby w Poznaniu urządzono nowe symultanne seminarium jako eksternat[30].
Odezwały się jeszcze dwa głosy, jeden niemiecki a drugi polski: w „Posener Zeitung" z dnia 24 września (nr 667) niejaki B. w artykule pt. „Zur Seminarfrage" zbija wywody Kohleisa. Ów B. przyznaje, że założenie jednego wielkiego seminarium wypadnie taniej; jednakowoż w seminarium nauczycielskim wielką wagę kładzie się na wychowanie seminarzystów, a najskuteczniej wychowują małe seminaria. Wybór Rawicza na siedzibę seminarium uważa B. za nieszczęśliwy, albowiem Rawicz nie mając mieszanej ludności nie reprezentuje typu tutejszego miasta prowincjonalnego. Lepsze pod tym względem są Leszno, Śrem. — „Kurier Poznański" tego samego dnia po skrytykowaniu memoriału Kohleisa i skomentowaniu kwestii języka, symultanności, eksternatu i internatu napisał: „Pan Kohleis podaje nowe sposoby rychlejszej germanizacji przez urządzenie wszędzie szkół mieszanych, bezwyznaniowych. Plan ten dowcipnie i logicznie założony, ale jednego w rachunek nie mógł wziąć, a dlatego jest właśnie mylny i błędny. A to, co pohańbi wszystkie plany zgermanizowania, jest to silna wola, żeby pozostać wiernymi tradycjom ojczystym, którą natchną rodzice polscy dzieci swe już od kolebki“.
Artykuły te żadnego wpływu na bieg sprawy nie wywarły. Później przynosiły gazety tylko krótkie notatki o przenoszeniu seminarium, że wakacje seminaryjne trwać będą od 1 — 15. XI, że w gmachu poseminaryjnym zostaną umieszczeni przestępcy wojskowi (tzw. ,,szarki“), że dzieci uczęszczające dotychczas do seminaryjnej szkoły ćwiczeń przekazano do szkoły przy tumie[31].
W połowie października 1874 r. pojechał dyrektor, ks. Speers, do Rawicza. Stancje dla seminarzystów były, ale nie wszystkie były odpowiednie. Tylko jedna kosztowała 90 talarów rocznie, reszta zaś 100 talarów i więcej. Doniósł on Prow. Kolegium Szkolnemu, że z Łaszczyna zapisano do szkoły tylko 20 polskich dzieci, gdyż rodzice niechętnie oddają je do tej szkoły. Ale, że miasto Rawicz do szkoły ćwiczeń przekaże jeszcze 29 polskich dzieci, liczba będzie wystarczająca. Co się tyczy dzieci niemieckich, to na uczniów szkoły ćwiczeń wybrali nauczyciele z miejskiej szkoły 75 najsłabszych i najgłupszych dzieci. Wobec zastosowania takiej selekcji ks. Speers zaprotestował na miejscu i zaraz ogłosił w rawickiej gazecie, aby rodzice sami swe dzieci do szkoły ćwiczeń zgłaszali. Chciał on bowiem sam wybrać z większej ilości dzieci osobiście przez rodziców zgłoszonych odpowiednie do ćwiczeniówki. Postąpienie ks. Speersa oburzyło magistrat rawicki, a to dlatego, iż przewidywał, że utraci znaczną ilość opłat szkolnych za dzieci uczęszczające do miejskiej szkoły, albowiem rodzice — także zamożniejsi — tłumnie zgłaszali swe dzieci do bezpłatnej szkoły ćwiczeń. Magistrat wniósł do Prow. Kolegium Szkolnego protest żądając, aby wszyscy rodzice, bez względu na to czy ich dziecko uczęszczać będzie do miejskiej szkoły, czy też do szkoły ćwiczeń, uiszczali opłaty szkolne. Prowincjonalne Kolegium Szkolne miało w tej sprawie swoje własne zdanie i po wyjaśnieniu kwestii magistrat odstąpił od swego żądania i musiał zgodzić się na utarty już zwyczaj praktykowany wówczas w Poznaniu i Bydgoszczy, wypłacania co roku z kasy miejskiej do kasy seminaryjnej pewnej opłaty szkolnej za dzieci z miasta uczęszczające do seminaryjnej szkoły ćwiczeń.
Dnia 30 października zakończono naukę w Poznaniu i zaczęto pakować. Co się mało lub też zupełnie nie nadawało do użytku, zostawiono w Poznaniu: stare ławy, stoły, stołki, łóżka, sprzęty gimnastyczne, kuchenne, ogrodowe, kościelne i stare książki z biblioteki. Opiekę nad tym wszystkim, co zostało w Poznaniu, powierzono nauczycielowi głuchoniemych Walentemu Matuszewskiemu, a później emerytowanemu nauczycielowi seminaryjnemu Klonowskiemu. Stróżem tych rzeczy mianowano Michalskiego, dotychczasowego pedla seminaryjnego. Co było dobre i zdatne do użytku, zabrano do wynajętej od magistratu rawickiego szkoły chłopców przy ulicy Frydrychowskiej.
„Kto w poniedziałek[32] rano pomiędzy 7 a 8 godziną widział tłumy młodych mężczyzn spieszących, jednych dorożką, a innych pieszo — z dworca do miasta, ten mógłby myśleć, iż chodzi tu o jakiś pobór do wojska. Rzeczywiście młodzieńcy ci otrzymali od swego dyrektora ordre stawienia się“. Tymi słowy rozpoczyna „Posener Zeitung“ swoją korespondencję rawicką z dnia 19 listopada 1874 r. Młodzieńcy, o których mowa, spieszyli na otwarcie swej uczelni. Uroczystość ta rozpoczęła się dnia 16 listopada rano o godzinie 9 nabożeństwem w katolickim kościele. Po nabożeństwie udali się wychowankowie do swych nowych klas, gdzie zapoznano ich z rozkładem lekcyj i regulaminem. Następnego dnia przyjęto 60 niemieckich i 29 polskich dzieci do szkoły ćwiczeń. Zgłoszeń było tak wiele, że nie można było wszystkich uwzględnić. Dzieci żydowskich nie przyjęto np. wcale. Żydzi bardzo oburzeni takim postępowaniem chcieli sprawę tę przedłożyć Prowincjonalnemu Kolegium Szkolnemu. Tegoż dnia wieczorem wydało miasto w Hotelu pod Zielonym Drzewem kolację ku uczczeniu grona nauczycielskiego. Dnia 18 listopada rozpoczęła się regularna nauka[33].
Po przeniesieniu seminarium nauczycielskiego do Rawicza, starały się o nabycie gruntów i budynków poseminaryjnych następujące instytucje:
- Intendentura V. Korpusu Armii (na koszary).
- Stany Prowincjonalne (na zakład dla głuchoniemych).
- Magistrat miasta Poznania (na szkołę elementarną).
Ponieważ Prow. Kolegium Szkolne chciało grunt i budynki sprzedać jak najkorzystniej, ażeby uzyskać tym sposobem odpowiedni fundusz na budowę domu seminaryjnego w Rawiczu, zapytał się naczelny prezes, ze względu na trzech tylko konkurentów — jeszcze następujące urzędy, czyby do swych potrzeb nie mogły użyć gmachu i gruntów poseminaryjnych:
1. Królewską Regencję w Poznaniu, 2. Sąd Apelacyjny w Poznaniu, 3. Bank Pruski w Poznaniu, 4. Dyrekcję Telegrafów we Wrocławiu, 5. Naczelną Dyrekcję Poczty w Poznaniu, 6. Królewski Konsystorz w Poznaniu, 7. Prowincjonalną Dyrekcję Podatków w Poznaniu.
Ale oprócz trzech wyżej podanych reflektantów żadna inna instytucja nie miał zamiaru kupienia b. posiadłości seminaryjnych. Nastąpiły teraz długotrwałe pertraktacje pomiędzy wojskiem a Stanami Prowincjonalnymi.[34] Wreszcie w roku 1876 wojsko odstąpiło od kupna dla braku funduszów. Ale jako reflektant wystąpił teraz magistrat poznański, który na gruntach poseminaryjnych chciał pomieścić szpital i sierociniec. Ponieważ Stany Prowincjonalne od kupna nie chciały odstąpić, a obiema instytucjami, magistratem i stanami — kierowało przy zamiarze kupna dobro publiczne, załatwiono wreszcie sprawę w ten sposób, że magistratowi odstąpiono za 4000 marek 5945 m2 ogrodu przy ul. Bydgoskiej nr 4, gdzie później postawiono szkołę, a resztę sprzedano za 51000 marek Stanom Prowincjonalnym. Kontrakt kupna podpisano dnia 13 listopada 1879 r., a król pruski zatwierdził go 16 sierpnia 1880 r.
Co się tyczy pozostawionych w Poznaniu niepotrzebnych sprzętów itp., to niektóre, jak np. sprzęty kuchenne, porcelanę i łóżka, przekazano w roku 1875 seminarium nauczycielskiemu w Koźminie, Kcyni, Paradyżu i preparandzie w Czarnkowie. Dużo rzeczy skradziono w roku 1876, kiedy to z powodu powodzi umieszczono w gmachu poseminaryjnym około 70 rodzin (mniej więcej 250 osób). Co nie rozdano, to sprzedano w roku 1877 na licytacji (np. za 22,80 marek rząd długości 22 m starych książek) za kwotę 289,80 marek. Sprzętów kościelnych nie licytowano. Różne rzeczy z kościoła seminaryjnego przekazano gimnazjum w Reszlu, kościołowi pobernardyńskiemu w Poznaniu, gimnazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu, seminarium nauczycielskiemu w Głogówku na Śląsku. Resztę sprzętów kościelnych, których wartość oszacowano na 1124,25 marek, sprzedano w roku 1881 Stanom Prowincjonalnym za 600 marek. Sprzęty te, o które starały się poprzednio też zarządy kościołów w Janowcu, Sulmierzycach i Krzywiniu, pozostały w kościele św. Kazimierza.
Zakład głuchoniemych korzystał zaraz po wyprowadzeniu się seminarium od 1874 r. z ogrodów, sali gimnastycznej i ekonomii, od roku 1877 zajmował całe pierwsze piętro gmachu poseminaryjnego, a dnia 8 listopada 1879 objął na polecenie Stanów Prowincjonalnych W. Matuszewski, dyrektor zakładu głuchoniemych, całą realność seminaryjną — za wyjątkiem tego, co kupił magistrat — w posiadanie.
Tak przedstawia się koniec placówki oświatowej w Poznaniu, która przez lat 70 promieniowała na całe księstwo.
Dziś, kiedy to na płytach marmurowych i kruszcowych, w nazwach ulic i na tabliczkach objaśniających nazwy ulic przypomina się minione czasy, będzie także na miejscu, tak nam się przynajmniej zdaje, wyliczyć, chociaż na papierze, wszystko to, co dziś jeszcze przypomina w Poznaniu istnienie dawniejszego seminarium nauczycielskiego na Śródce.
Gmach poseminaryjny dziś jeszcze stoi w całej swej dawniejszej okazałości i równoczesnej prostocie stylu, a obok niego wznosi się dawniejszy kościół pod wezwaniem św. Kazimierza. W zakrystii tego kościoła wmurowana jest tablica ufundowana z okazji obchodu 100-lecia seminarium w roku 1904 przez byłych wychowanków ku uczczeniu zmarłych dyrektorów i nauczycieli seminaryjnych.
Kilka nagrobków przy kościele św. Jana Jerozolimskiego i na cmentarzu parafii Świętojańskiej przypomina nam pochowanych tam profesorów seminarium.
W bibliotekach znajdziemy rzadkie już dziś a cenne książki, których autorami byli nauczyciele seminaryjni, mianowicie Szczepkowskiego „Sto i jedna bajek”, Klonowskiego „Szczeble do nieba”, ks. Bogedaina i Nachbara „Chorał”, liczne pisma pedagogiczne Ewarysta Estkowskiego, Baecka geografię W. Ks. Poznańskiego, czasopismo „Szkoła Polska”, którego najwybitniejszymi współpracownika byli nauczyciele seminaryjni.
Nazwą ulicy swego imienia uczczony został tylko Ewaryst Estkowski.
Istnienie seminarium nauczycielskiego w Poznaniu, które na całą Wielkopolskę wielki wpływ wywarło, należało by, „uwiecznić”4 nadając jednej z nowo tworzących się ulic wzgl. placów w okolicy zakładów dla głuchoniemych na Śródce nazwę albo ul. Seminaryjnej, Nauczycielskiej itp., albo też chrzcząc ją nazwiskiem jednego z b. profesorów seminaryjnych[35].
[1] Prócz źródeł podanych w tekście praca niniejsza głównie oparta jest na aktach znajdujących się w Archiwum Państwowym w Poznaniu, a mianowicie: Akta Województwa nr. 1363, Akta Kuratorium nr. 847, Akta seminarium rawickiego pt. Die Verlegung des kath. Schullehrer - Seminars von Posen nach Rawitsch.
[2] Festsehrift zur Feier des 100 jährigen Bestehens des Posen-Rawitscher Königliehen Schullehrer-Seminars Rawicz 1904. (Broszura anonimowa, której autorem był Kolbe).
[3] Umarł jako wrocławski biskup-sufragan w Pszczynie 1860 r. Por. też Hist. Monatsblätter 1914, str. 130 i n.; Ks. Kudera: Obrazy Ślązaków, Mikołów 1920, tom I. Encyklopedia Powszednia Orgelbranda t. III.
[4] Kurier Poznański z dn. 31. XI. 1021, Nr 272.
[5] Eduard Heinrich Flottwell (ur. 23 lipca 1786 w Insterburgu, zm. 28 maja 1865 w Berlinie) – polityk pruski, nadprezydent Wielkiego Księstwa Poznańskiego. W 1830 został naczelnym prezesem Wielkiego Księstwa Poznańskiego, stanowiącego prowincję pruską. Prowadził aktywną politykę germanizacyjną, zarządził ostre represje wobec wielkopolskich uczestników powstania listopadowego (głównie konfiskaty majątków). Nadał urzędowy charakter językowi niemieckiemu (1832), rozbudował system policyjny. 31 marca 1833 wydał dekret, na mocy którego miały ulec kasacji wszystkie klasztory w Wielkim Księstwie Poznańskim (z równoczesną konfiskatą majątku) w ciągu trzech lat. Dążył jednocześnie do emancypacji Żydów, przy jednoczesnym integrowaniu ich ze społeczeństwem niemieckim.
[6] Zob. Dr St. Karwowski: Historia Wielkiego Księstwa Poznańskiego, tom II. — Poznań 1919.
[7] A. P. — Akta Kuratorium 817.
[8] Redakcja podaje, że jest nim „eia praktischer Schulmann“.
[9] W Poznaniu, Paradyżu i Kcyni.
[10] Słowa te zapewne odnoszą się do nauczyciela poznańskiego seminarium Malczewskiego, polonisty, który bardzo źle po niemiecku mówił.
[11] z dn. 28. II. 1871. nr. 118.
[12] z dn. 16. III.1871, nr. 188.
[13] Dr Karol Schneider był od 1831—1857 nauczycielem gimnazjalnym w Krotoszynie, 1857 pastorem w Środzie, 1863—67 dyrektorem sem. naucz. w Bydgoszczy. W r. 1872 został powołany do pruskiego ministerstwa oświaty. W pamiętniku swym: „Ein halbes Jahrhundert im Dienste von Kirche und Schule“, — Berlin 1900, pisze on, że chętnie przyjął stanowisko nauczyciela gimnazjalnego w Krotoszynie, ponieważ „die Mitarbeit an der Evangelisation und an der Germanisierung der Provinz entsprach meinen inszerslen Wünschen" (str. 158). W r. 1862 pisywał w „Grenzbote" artykuły przeciw Polakom (Die deutschen Briefe aus der preussischen Provinz Posen), dzięki czemu, jak sam pisze, „zaskarbił sobie największe uznanie Bismarcka", (str. 200, 201 op. cit.).
[14] Pos. Tagebl. z d. 23. III. 1874.
[15] A. P.: — Województwo 1363.
[16] A. P. — Kuratorium 817.
[17] Minister Talk.
[18] Zdania podkreślone przez nas w piśmie do ministra z dnia 27.VIII.opuszczone.
[19] Pos. Zeit. z d. 10.V.1871 nr. 322.
[20] Więc jednakowoż brano pod uwagę opinię społeczeństwa.
[21] To zdanie w nawiasie opuszczono w czystopisie do ministra.
[22] Podkreślenie autora.
[23] Obecnie Górna Wilda nr 87/89.
[24] Rycinę klasztoru SS. Sercanek z lego czasu znajdzie czytelnik w Tygodniku Ilustrowanym — 1873, str. 28.
[25] Podkreślone, to dopisek Tschaekerta.
[26] Zdanie w nawiasie napisał Kügler, a skreślił Tschackert.
[27] Każdorazowy dyrektor seminarium był wówczas równocześnie kierownikiem zakładu głuchoniemych.
[28] Ostdeutsche Zeitung z d. 30.VII.1871
[29] Rada miejska zgodziła się na wnioski Kohleisa dopiero dnu 9 września 1874.
[30] Ostdeutsche Zeitung 10.IX.1874. nr. 632.
[31] Istniejąca do r. 1921 szkolą, zwana „pod Krakusem"; rozebrana z powodu budowy mostu Chrobrego.
[32] Tj. 16 listopada 1874 r.
[33] Dziennik Poznański z d. 20.XI.1874. Ostdeutsche Zeitung z d. 19.XI.1874. Posener Zeitung z d. 19.XI.1874 nr 811.
[34] Na gruncie seminaryjnym stał budynek zakładu dla głuchoniemych. Wojsko chciało kupić całość, a na zakład głuchoniemych odstąpić grunt przy dzisiejszej ul. Św. Wojciech nr 17,18 i 19,20.
[35] Podobnie jak mamy ulice: Szkolną, Łazienną, Kościelną, Klasztorną, Artyleryjską, Filipińską, Franciszkańską, Wszystkich Świętych, Za Bramką, itd.